Kobiece intrygi

Rozdział I.

Camelia spojrzała przed siebie. W jej oczach zaszkliły się łzy. Stała odgrodzona od swojego domu policyjną taśmą, obserwując jak strażacy gaszą pożar. Ogień pochłonął już parter, płomienie dochodziły do piętra. W ciągu kilku chwil wtargnęły do środka, zmieniając w popiół wszystko, co stało im na drodze.
- Pani Camelia Torrez? - głos policjanta wyrwał dziewczynę z letargu.
- T..tak.
- Musi pani pojechać ze mną. Przykro mi z powodu domu.
Pięć godzin później blondynka siedziała na niewygodnym krześle w jednym z pokoi na komisariacie. Delikatnie wycierała łzy i nerwowo skubała rąbek miętowej sukienki. Jej długie rzęsy skleiły się, a powieki napuchły. Nie docierało do niej, że w ciągu kilku minut straciła wszystko co miała. Oszczędności w banku pozwalały jej godnie żyć przez kilka miesięcy. O mieszkanie nie musiała się martwić, bo kilka dni temu odebrała klucze do swojego apartamentu. Straciła w pożarze jednak coś ważniejszego niż pieniądze-spłonęły wszystkie pamiątki po Caroline. Matka Camelii zmarła, gdy dziewczyna miała 7 lat. Przez cały ten czas zdjęcia i ubrania stwarzały poczucie bezpieczeństwa, którego nie dawał blondynce jej ojciec. A teraz, 18 lat później, została sama-bez matki, wspomnień i bezpieczeństwa, bo ojca już dawno wyrzuciła ze swojego życia.


- Pani Camelio? - Niebieskie oczy spojrzały na policjanta - Dom został podpalony. Ze zgliszczy udało się odzyskać kilka rzeczy, będzie pani mogła je odzyskać po spisaniu zeznań. Pozostałości domu niestety nie nadają się do użytku, fundamenty też są w kiepskim stanie. Ma się pani gdzie zatrzymać?
- Tak, mam mieszkanie w centrum miasta.
- Muszę pani zadać kilka rutynowych pytań. Podpalenie nastąpiło około 19:30, gdzie pani była w tym czasie?
- Byłam w centrum handlowym LaRiva. Potem pojechałam do swojego mieszkania - odpowiedziała smutno Camelia.
- Wie pani gdzie mógł być w tym czasie pani ojciec?
- Nie wiem... Pewnie siedział w barze Bastil i pił, jak codzień.
- Miała pani albo pani ojciec jakiś wrogów?
- Nie wiem z kim zadaje się ojciec.
- A pani?
- Staram się ostrożnie dobierać ludzi wokół siebie. Nie wydaje mi się, żebym miała wrogów.
- Nie będę pani dłużej trzymać. Proszę za mną, oddam pani rzeczy z domu.

 Puste mieszkanie nie napawa optymizmem. Chociaż w sumie mieszkaniem nie można nazwać czterech ścian, lodówki i skórzanej sofy. Camelia usiadła na skraju i otworzyła pudło, które dostała od policjanta. Kilka książek, zabawek z dzieciństwa, zeszytów. Część ubrań, których nie zajął ogień i kosmetyków z piętra. Dziewczyna wyciągała kolejne rzeczy z pudła, wszystkie przesiąknięte zapachem spalenizny. Znalazła laptopa, który o dziwo się włączył i stary telefon. Łzy napłynęły jej do oczu. Wzięła do ręki starego misia, ukochaną maskotkę z dzieciństwa, który patrzył na nią jednym ocalałym okiem. Przytuliła go i zajrzała ponownie wgłąb pudła. Pomiędzy prochem i kilkoma teczkami leżała fotografia. Camelia wzięła ją trzęsącą ręką i odwróciła.
 - Mama... - dziewczyna wybuchła niekontrolowanym płaczem.

Rozdział II
- Halo?
- Cam! Co się z Tobą dzieje? Czemu nie odbierałaś telefonu? - Emily była zdenerwowana.
- Miałam problemu. Nie chciałam z nikim rozmawiać.
- Co się stało? - Camelia oczami wyobraźni widziała jak przyjaciółka marszczy piegowaty nos.
- Nic. No, prawie nic. Mój dom się spalił. - odpowiedziała, siadając na łóżku i przecierając oczy. Zegar na ścianie wskazywał 7:30.
- Jaki dom? Na Print Street?
- Tak.
- Jezu, Cam, nie wiedziałam, przepraszam... Kiedy to się stało? - Emily była zmartwiona.
- Tydzień temu.
- Jak się trzymasz? Słuchaj, może się spotkamy na śniadanie? Restauracja Marty's?
- Em... - Camelia ostrożnie dobierała słowa - doceniam to i dziękuję, ale nie dam rady...
- Oj, Cam, nie gadaj głupot. Dobrze ci to zrobi. Nie daj się prosić.
- No dobrze... O dziewiątej w Marty's.


- Jak się trzymasz? - Emily patrzyła zatroskana.
- Dobrze. Wyjątkowo dobrze - Camelia  upiła łyk cappuccino.
- Widzę, że jesteś przybita. Coś zostało z domu?
- Fundamenty do rozbiórki i pudło z ocalałymi rzeczami. Nic wartościowego.
Emily nadgryzła tosta. Obserwowała czujnie każdy ruch przyjaciółki. Znały się juna tyle długo, że potrafiła zrozumieć ją bez słów. Tym razem jednak Camelia nie dawała żadnych oznak, że kłamie. 
- Em, nie mam ochoty teraz o tym myśleć. -kontynuowała kobieta - powiedz mi lepiej, co u Ciebie. Jakieś nowości? 
- Żadnych. W pracy bez zmian, nadal wyścig szczurów. Już ledwo na oczy patrzę, gdy wracam do domu. Ciągłe wywiady, korekty, zdjęcia... I wszystko na mojej głowie. - brunetka potrząsnęła głową, a delikatne loki opadły na jej ramiona. Krwistoczerwonym paznokciem strząsnęła okruszek tosta z żakietu.
Kobiety były bardziej siostrami niż przyjaciółkami. Przez nawał pracy i obowiązków nie spędzały ze sobą każdego wieczoru, jak kiedyś.. Te dziesięć lat temu, gdy się poznały, mając zaledwie po 13 lat, wspólnie odkrywały świat. Siedząc na skraju jeziora wyjawiały sobie tajemnice, marzenia i plany, popijając tanie wino. Obiecały sobie wtedy, że zrobią wszystko, by tylko ich marzenia się spełniły. Dziś, patrząc na nie z boku, można było stwierdzić, że kobiety spełniły wszystkie swoje postanowienia. 
Emily Firro, wysoka, piegowata, zielonooka brunetka była dyrektorem generalnym gazety Open Fashion. Jej twarz była rozpoznawalna na całym świecie, ona zaś była rozchwytywana przez konkurencje. Tchnęła nowe życie w upadającą firmę, dając jednocześnie nadzieję setkom pracowników na lepszy byt. Jej życie ostatnimi czasy ograniczało się do pokazów mody, wywiadów i zatwierdzania szkiców.
Camelia Torrez, jej najlepsza przyjaciółka była jej przeciwieństwem - niebieskie oczy patrzące na świat spod bujnych rzęs, blond włosy i figura, której mogła jej pozazdrościć niejedna modelka sprawiały, że uważana była za kolejną pustą lalunię bez ambicji. Nic bardziej mylnego - była dyrektorem i jednocześnie właścicielem wydawnictwa. To od niej zależało, który rękopis będzie wydrukowany w kilkutysięcznym nakładzie, który autor stanie się sławny i czyja książka zostanie bestsellerem.  
- A co z Filipem?
- Cam, to stare dzieje. Przez pracę nie mam czasu podrapać się po tyłku, a co dopiero umówić się na kolację czy wyjście do kina. 
- Kobieto, spotkałaś się ze mną. W tym czasie mogłabyś się spotkać z jakimś przystojniakiem.
- Cam, nie marudź. Jesteś  dla mnie ważniejsza od facetów. Oni byli, są i będą. Ty mnie bardziej potrzebujesz niż oni - brunetka uśmiechnęła się szeroko.


Trzy godziny później Camelia była już w wydawnictwie. Jak co dzień, na jej biurku piętrzył się stos rękopisów, faktury i karteczki samoprzylepne przypominające o spotkaniach. Spojrzała na rękopisy i wzięła jeden z nich do ręki. Przeczytała kilka linijek i wrzuciła go do kosza. To samo stało się z kolejnymi trzema. Po dwóch godzinach stosik zmalał do dwóch interesujących szkiców. Wsadziła je do szuflady i zajęła się czytaniem maili. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania!
Każdą stronę odwiedzam.:)